Rok temu, gdy porzuciłam blogowanie, moje włosy od prawie połowy długości były w kiepskim stanie. Pamiętały rozjaśnianie i koloryzację, były tak zniszczone, że nie dało się ich uratować. Dbałam jednak o nie intensywnie mniej więcej do początku 2015 roku, kiedy przestałam je olejować, zapomniałam o wcierkach. Używałam tylko odżywek i podcięłam je raz czy dwa; dopadł mnie jakiś włosowy kryzys - po prostu mi się odechciało. Mimo to nie było z nimi jakoś wiele gorzej.
Ochota na poprawienie stanu włosów naszła mnie po kilku miesiącach, miałam jednak pecha - zostałam potrącona i przez 4 miesiące miałam rękę w gipsie. Nie radziłam sobie praktycznie z niczym, co zawsze robiłam obiema rękami, więc dbanie o włosy też miałam utrudnione. Podjęłam jednak decyzję, że gdy zdejmą mi gips zetnę włosy i zacznę znów o nie dbać.
Jak się okazało - po znacznym podcięciu włosów (poszła prawie połowa długości) intensywna pielęgnacja, taka, jak za dawnych dobrych czasów, nie jest wcale potrzebna. Wystarczy szampon i jakakolwiek odżywka nałożona dosłownie na chwilę, by pasma wyglądały zdrowo i po prostu ładnie.
Tak wyglądają dzisiaj, 11 dni po cięciu, świeżo rozpuszczone z kucyka, nierozczesane (przepraszam za zdjęce kiepskiej jakości):
Przez ten rok używałam (mimo kiepskiej pielęgnacji) sporo kosmetyków i nie pamiętam nazw wszystkich, żeby wymieniać je jak we wcześniejszych aktualizacjach.
W lipcu używałam żółtej wersji szamponu Kallos Lab 35, bananowej maski Kallos i odżywki Biovax do włosów suchych i zniszczonych. Końce zabezpieczałam olejkiem orientalnym Marion z olejkami jojoba i słonecznikowym. Na tym moja pielęgnacja się kończyła.
Jak sądzicie, spora zmiana? :)
Ochota na poprawienie stanu włosów naszła mnie po kilku miesiącach, miałam jednak pecha - zostałam potrącona i przez 4 miesiące miałam rękę w gipsie. Nie radziłam sobie praktycznie z niczym, co zawsze robiłam obiema rękami, więc dbanie o włosy też miałam utrudnione. Podjęłam jednak decyzję, że gdy zdejmą mi gips zetnę włosy i zacznę znów o nie dbać.
Jak się okazało - po znacznym podcięciu włosów (poszła prawie połowa długości) intensywna pielęgnacja, taka, jak za dawnych dobrych czasów, nie jest wcale potrzebna. Wystarczy szampon i jakakolwiek odżywka nałożona dosłownie na chwilę, by pasma wyglądały zdrowo i po prostu ładnie.
Tak wyglądają dzisiaj, 11 dni po cięciu, świeżo rozpuszczone z kucyka, nierozczesane (przepraszam za zdjęce kiepskiej jakości):
Rok temu wyglądały tak:
Przez ten rok używałam (mimo kiepskiej pielęgnacji) sporo kosmetyków i nie pamiętam nazw wszystkich, żeby wymieniać je jak we wcześniejszych aktualizacjach.
W lipcu używałam żółtej wersji szamponu Kallos Lab 35, bananowej maski Kallos i odżywki Biovax do włosów suchych i zniszczonych. Końce zabezpieczałam olejkiem orientalnym Marion z olejkami jojoba i słonecznikowym. Na tym moja pielęgnacja się kończyła.
Jak sądzicie, spora zmiana? :)
Jest bardzo duza roznica! Teraz tylko oby do przodu bez gubienia motywacji :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już mnie nie opuści. ^^
Usuńnadal olejujesz? duża różnica, podcięcie im bardzo posłużyło :)
OdpowiedzUsuńTak, od początku sierpnia znów używam oleju - teraz akurat makadamia. :)
UsuńWidać różnice! oby tak dalej;)
OdpowiedzUsuńMiło to słyszeć. :)
UsuńWyglądają świetnie. Podcięcie jednak zawsze potrafi tyyyle zmienić
OdpowiedzUsuńWyglądają na gładziutkie mimo braku czesania :)
OdpowiedzUsuńJest różnica na lepsze zdecydowanie.
Masakra :( Czemu takie króciutkie? :D
OdpowiedzUsuńod niedawna uzywam kallosa i jestem zadfowolona
OdpowiedzUsuń