Mam ostatnio jakieś szczęście do masek, jestem zadowolona z każdej, której użyję. Ta również przypadła mi do gustu i jest jedną z dwóch, do której będę czasami wracać.
Jest zrobione z twardego, przezroczystego plastiku. Można zobaczyć ile jeszcze zostało maski, bez jej otwierania. Samo otwieranie i zamykanie jest bardzo łatwe, wystarczy lekko (naprawdę bardzo lekko) odkręcić wieczko. Etykieta nie jest podatna na wilgoć, więc nie odkleja się.
Jeśli ktoś nie lubi słodkich zapachów, może szybko zacząć się nim męczyć. Tym bardziej, że jest on dosyć intensywny. Faktycznie pachnie troszkę cytryną, ale zdecydowanie bardziej miodem. Czasami utrzymuje się na włosach nawet do dwóch dni po myciu, czasami w ogóle go nie czuć.
Maska jest na tyle gęsta, że nie spływa z dłoni ani z włosów, ale jednocześnie na tyle rzadka, że łatwo ją rozprowadzić. Dla mnie - konsystencja idealna. Myślę, że cało opakowanie wystarczyłoby mi na 2 miesiące, przy niezbyt oszczędnym używaniu co 4 dni (używałam ją z taką częstotliwością przez cały luty i zużyłam mniej więcej połowę).
Widziałam ją tylko w sieciach drogerii Astor. Cena to nieco ponad 7 zł za 250 ml. Warto zwrócić uwagę na to, że kosztuje znacznie mniej od większości drogeryjnych masek, a jest jej więcej.
Wydaje mi się, że już podczas jej nakładania widać, że włosy będą o wiele bardziej gładkie. I faktycznie tak jest. Są wręcz śliskie, nawet na końcach, a biorąc pod uwagę stan moich końcówek - to naprawdę wielki wyczyn. Włosy są też o wiele bardziej błyszczące. Wyglądają po prostu o wiele lepiej i są przyjemniejsze w dotyku, choć jest w tym napewno zasługa silikonów, które ta maska zawiera.
Komentarze
Prześlij komentarz